"Polskość jest jedynym niezawodnym sprawdzianem naszej europejskości" - mówił. Jan Bielatowicz (1913-1965). W czasie studiów w Krakowie stał na czele Młodzieży Wszechpolskiej. Był redaktorem krakowskiego "Głosu Narodu".  To idealny kandydat na patrona patriotycznej Młodzieży Narodowej Tarnowa, może Małopolski? Urodzony wprawdzie w Nisku, ale od 9 roku życia mieszkający w Tarnowie. Wyrastający w przedwojennej patriotycznej atmosferze naszego miasta. "Student" I Gimnazjum, zażarty kibic klubu "Tarnovia", tarnowski "chuligan-kawalarz" z kolejowych Plant. W Tarnowie stawał się wielkim dla Polski, dla jej kultury, jej historii i dla jej Sprawy.

Żołnierz Września 1939, uczestnik walk pod Tobrukiem i na Monte Cassino. Pisarz, poeta, publicysta. Emigrant, zmarł w Londynie w 1965 roku. Co dopiero - w listopadzie 2013 r. - było 100-lecie jego urodzin. Nie wydawany w PRL - co nie dziwi. Ale w III RP nadal na uboczu - co też, niestety, nie dziwi: no, bo wg „salonu”  Bielatowicz to "przedwojenny narodowiec-faszysta".

 

 

 

Tutaj przejście do fragmentu opowiadania Jana Bielatowicza zatytułowanego ’Miasto”.

 

Poniżej fragment artykułu Piotra Lisiewicza o Janie Bielatowiczu

(Gazety Polskiej nr 46 z 13 listopada 2013 r.)

 

Jan Bielatowicz urodził się 16 listopada 1913 r. w Nisku. Nisko, Pilzno, Tarnów, Rzeszów - to miasta jego młodości. Jego ojciec Marian Bielatowicz był w Pilźnie lekarzem powiatowym (polskie Pilzno to miasteczko położone przy drodze między Krakowem a Bieszczadami. Jak wspominał Bielatowicz, gdy mówił, że jest z Pilzna, "rodacy zwykli się dziwować: to pan aż z Czech?".

Jak pisała jego żona Irena Bielatowicz we wstępie do jego książki "Literatura na emigracji", pierwszą gazetę "wydał" na kartce wyrwanej ze szkolnego zeszytu, gdy miał lat dziewięć. Nazywała się "Dunajec - pisemko bezpartyjne" i pisana była ołówkiem.

Do gimnazjum uczęszczał w Tarnowie. Gimnazjalistów nazywano tam po- tocznie "studentami'; choć był i mniej uprzejmy przydomek: „gó…zjadalista".

Tarnowianin Bielatowicz nie mógł nie być awanturnikiem, bo nad jego wychowaniem unosił się - jak napisano by dzisiaj - złowrogi duch kibolstwa. Jak wspominał, w II RP "na spotkania piłkarskie Tarnovii w owych latach wchodziło się przez parkan, o czym się w narzeczu tarnowskim mówiło »wtrynić się«. Nie było to łatwe, bo pod parkanem czatował już pan Wierzbanowski, prezes »Sokoła« i »Tarnovii«, Miał on zwyczaj zdejmować przyłapanemu na gorącym uczynku czapkę, prowadzić go dookoła boiska i pożegnawszy kopnięciem przed bramą, rzucać dopiero za nim czapkę”.

Tarnów wracać będzie we wspomnieniach Bielatowicza najczęściej. W tym "tramwaj tarnowski, duma miasta i nigdy niezabliźniona rana jego finansów". Wspominał go z dumą: "Tylko Wiedeń miał drugie takie tramwaje: czerwone jak biedronki, wypucowane do połysku, z błękitno-złotym herbem". Są też zbliżające Tarnów do wielkiego świata kinoteatry „Apollo" i "Marzenie". Są i jego niedostatki: "Na drogach wiodących do Tarnowa widziało się tablice z napisem »Znawcy chwalą piwo tarnowskie«, a gorsze było tylko grybowskie".

Po maturze w 1931 r. zaczął studia polonistyczne w Krakowie. Jak pisze Józef Szczypka we wstępie do "Książeczki" Bielatowicza, był on aktywnym działaczem Młodzieży Wszechpolskiej: "Zawieszano go w prawach akademickich lub nękano dochodzeniami sądowymi za udział w demonstracjach antysanacyjnych".

Miał jednak przyjaciół nie tylko w endeckich kręgach. Potwierdzeniem tego jest wspomnienie Michała Chmielowca: „Pan stał na czele młodzieży »wszechpolskiej«, a ja byłem maruderem »żydokomuny«, kiedy Pan spijał miody »Pod Krzyżykiem, ja »peiperówkę« (ulubiony trunek Tadeusza Peipera: wyborowa z sokiem cytrynowym) w Kawiarni Plastyków". Chmielowiec zaznacza, że "owe kłótnie filozoficzne, ideologiczne, polityczne, artystyczne ani przez chwilę nie zatruły stosunków osobistych".

W czasie studiów i zaraz po nich Bielatowicz był współpracownikiem krakowskiego ”Głosu Narodu" i korespondentem poznańskiego "Orędownika". Publikował w "Prosto z Mostu”; "Przeglądzie Klasycznym", "Powściągliwości i Pracy". Interesował się folklorem, wydał. Poezję młodego Podhala" ze wstępem prof. Stanisława Pigonia, a także prace "Kilka uwag o czeskich i polskich nazwach miejscowości" oraz ,,»Rzym za Nerona« Kraszewskiego a »Quo vadis« Sienkiewicza".

 W kwietniu 1939 r. ożenił się z polonistką z Tarnowa Ireną Drożdżówną.

 

 

„Panie komendancie, melduję galancie, stan mojej drużyny: same takie(…)syny - pięciu na mieście, pięciu w areszcie, reszta poszła spać i nie ma komu raportu zdać" - taki wojenny wierszyk znajdujemy we wspomnieniach żołnierskich Bielatowicza "Opowiadania starego kaprala".

 

 

 

Zmobilizowany do wojska w czasie kampanii wrześniowej po wkroczeniu do Polski Sowietów przedostał się na Węgry, gdzie został internowany. W "Książeczce" pisał: "Źle było: Dunaj podmywał nasze baraki, a leżeliśmy na garstce słomy rzuconej na beton". Z obozu trafił do wojennego Budapesztu, gdzie, jak wspominał. „Polacy zaraz, ma się rozumieć, okupowali najlepsze lokale w stolicy, kawiarnie, kościoły (...). Chyba nad Dunajem wymyślono ów trój znak: kobieta/wino/śpiew". Zaangażował się w nielegalne przerzuty polskich żołnierzy do Francji.

W wyniku dekonspiracji został aresztowany. Jego grypsy wynosił polski kapelan więzienny. Podczas odprawianej mszy towarzyszył im tylko oficer węgierski, który nie rozumiał po polsku. Ksiądz powiedział nagle: "To są słowa »Listu świętego Pawła do Koryntian«. A gdy będziesz, synu, po komunii świętej przenosił mszał na drugą stronę, włóż swój gryps do mszału. Amen". Trafił do obozu karnego w forcie Komarom. Udało mu się uciec i dzięki lewemu paszportowi przedostał się do polskiego wojska na Bliskim Wschodzie.

 

Poniżej tarnowskie miejsca związane z Janem Bielatowiczem.

Kamienica nr 2 przy ul. Katedralnej (róg Plac Kazimierza) z tablicą upamiętniająca zamieszkanie w niej Jana Bielatowicza.

Tutaj fragment z opowiadana "Miasto". Fragment dotyczący Placu Kazimierza, obok którego autor mieszkał.