Niemieckie ludobójstwo na Polakach

(Stanisław Płużański w „Sieci” nr 35 z 26 sierpnia – 1 września 2024 r.)

 

Agresja Niemiec w 1989 r. była niezwykle brutalną kampanią wojenną, w której zbrodnie stanowiły codzienne zjawiska. Niemiecka propaganda przedstawiała wojnę z Polską jako obronę rzekomo represjonowanej w II RP mniejszości niemieckiej.
W rezultacie żołnierze III Rzeszy oraz ich dowódcy mieli świetne wytłumaczenie dla przyszłych zbrodni dokonywanych zarówno na branych do niewoli jeńcach wojennych, jak i ludności cywilnej.

Testowanie nowej broni

Jednym z symboli bestialstwa niemieckiego lotnictwa jest Wieluń.15-tys. miasteczko położone 20 km od granicy z Niemcami nie posiadało żadnych obiektów wojskowych, nie było węzłem komunikacyjnym ani nie stacjonowały w nim oddziały operującej na tym terenie armii "Łódź" gen. Juliusza Rómmla. Wobec tego mieszkańcy powinni czuć się względnie bezpiecznie.

Całkowita bezbronność była niestety na rękę Niemcom, który postanowili, że dla Luftwaffe będzie to idealny chrzest bojowy. Miał to być także test najnowszego modelu bombowca nurkującego - Junkersa Ju 87 B. Pretekstem do ataku były dane wywiadowcze, według których w Wieluniu była rozlokowana brygada kawalerii, a we wschodniej części miasta miał się znajdować sztab polskiej jednostki. l września 1939 r. o godz. 4.40 niemieckie lotnictwo rozpoczęło bombardowanie miasteczka. Pierwsze bomby spadły na szpital Wszystkich Świętych, mimo iż był wyraźnie oznakowany symbolami Czerwonego Krzyża. W tym ataku zginęły 32 osoby. W ciągu zaledwie jednego dnia Wieluń praktycznie przestał istnieć. 75 proc. zabudowań zostało zniszczonych, szczególnie centrum, a śmierć poniosło ok 1,2 tys. lub nawet, według niektórych źródeł, 2 tys. ludzi. Nikt nigdy nie poniósł odpowiedzialności za zamordowanie cywili i zniszczenie miasta pozbawionego znaczenia militarnego.

 

Testowanie nowej broni i doskonalenie ataków kontynuowano na kolejnych miejscowościach. Ulubionym celem podniebnych "rycerzy" Hitlera były oznaczone czerwonym krzyżem szpitale lub kościoły czy synagogi. 4 września niemieccy lotnicy zrównali z ziemią Sulejów, zabijając 700 mieszkańców. 8 września w Janowie Lubelskim, w którym za główny cel obrano wypełniony po brzegi kościół, zginęło ok 350 osób. 13 września niemieccy lotnicy przetestowali we Frampolu nowe typy bomb zapalających i burzących. W ciągu kilku godzin ponad setka samolotów zniszczyła prawie całe miasto, które także nie miało żadnego strategicznego znaczenia.

W sumie ofiarami barbarzyńskich nalotów Luftwaffe stało się co najmniej 158 polskich miast i osiedli. Równie śmiercionośne było atakowanie kolumn uciekających cywilów, które w 1939 r. stało się normą. Drogi zatłoczone tysiącami ludzi próbujących się ratować przed agresorem były łatwym i niegroźnym celem dla lotnictwa. Realizowana od pierwszego dnia wojny strategia atakowania przez Luftwaffe celów cywilnych, ostrzeliwanie przez samoloty niemieckie wszystkich celów żywych na drogach miała prowadzić do wywołania paniki i potęgowania zamieszania na tyłach przeciwnika. Większość ofiar cywilnych września 1939 r. zginęła właśnie w wyniku nalotów.

 Zemsta w Bydgoszczy

Morderstwa szybko stały się również dziełem sił lądowych. Ze wszystkich  niemieckich zbrodni wojennych te popełnione w Bydgoszczy znalazły specjalne uzasadnienie w nazistowskiej propagandzie. 3-4 września polskiemu wojsku udało się zwalczyć niemiecką akcję dywersyjną w mieście. Zostało to nazwane przez Goebbelsa tzw. krwawą niedzielą, a Polaków oskarżano o pogromy niemieckiej mniejszości. Niemcy dawali sobie w ten sposób moralne prawo do zemsty, do której przystąpili zaraz po zajęciu miasta. W ciągu pierwszego tygodnia okupacji plutony egzekucyjne Wehrmachtu i Einsatzgruppen rozstrzelały w mieście 600-800 Polaków, w tym dużą część w publicznych egzekucjach na Starym Rynku.

Początkowo chaotyczne aresztowania i rozstrzeliwania mieszkańców Bydgoszczy wkrótce przekształciły się w zorganizowaną akcję eksterminacyjną, której celem była likwidacja polskiej elity intelektualnej i politycznej w mieście.

10 października 1939 r. przeprowadzono pierwszą masową egzekucję w bydgoskiej Dolinie Śmierci. Tak zginęło kilkudziesięciu nauczycieli szkół średnich, których jedyną zbrodnią było wychowywanie polskiej młodzieży w duchu patriotycznym.

W ciągu pierwszych czterech miesięcy okupacji Niemcy zamordowali w tajnych lub publicznych egzekucjach nawet do 5 tys. mieszkańców Bydgoszczy i powiatu bydgoskiego

.

"Powstańcy" w każdym mieście

Każde większe polskie miasto czekała brutalna pacyfikacja. Na obrzeżach Katowic niemieckie wojska pojawiły się 3 września. Następnego dnia Wehrmacht w ciągu kilku godzin opanował miasto, mając do czynienia jedynie z nielicznymi polskimi oddziałami samoobrony, gdyż polskie wojsko zdecydowało się na odwrót. Tego samego dnia Wehrmacht wspomagany przez Freikorps rozstrzelał ok 150 osób, w tym 80 obrońców Katowic.Przez kolejne tygodnie trwało istne polowanie na byłych powstańców śląskich, duchownych, działaczy państwowych i oświatowych.

Po zajęciu Częstochowy przez Wehrmacht 4 września 1939 r. w mieście doszło do kilku strzelanin wywołanych przez małe grupy polskich żołnierzy, jak również przez samych żołnierzy niemieckich, którzy każdy dźwięk strzału traktowali jak atak polskich partyzantów. W rezultacie z domów zaczęto wyciągać mężczyzn i kazano im kłaść się na ulicach i płacach miasta. Część ludzi brano jako zakładników, wielu zatrzymanych zamordowano. Bilans zbrodni to co najmniej ok. 230 ofiar cywilnych.

Kolejny przykład to Gdynia, która mimo bliskości granicy broniła się do 13 września. Po jej zajęciu Niemcy natychmiast przystąpili do tzw. akcji oczyszczającej. Do 30 września aresztowano ok. 2,5 tys. osób. Masowe zatrzymania objęły całe Pomorze i przybrały na sile po zakończeniu działań wojennych. Wielu z aresztowanych Niemcy zamordowali później w zbiorowych egzekucjach w Piaśnicy koło Wejherowa lub w obozie koncentracyjnym Stutthof.

 

Zginęli bo nie mieli dokumentów

Niemcy nie oszczędzali również mniejszych miejscowości. Jankowo nieopodal Łęczycy wstało zajęte przez Wehrmacht
7 września. Dwa dni później Niemcy musieli się jednak wycofać w związku z kontratakiem polskiego wojska, znanym dzisiaj jako bitwa nad Bzurą. Wobec chwilowej bezsilności wojsko niemieckie postanowiło zemścić się na bezbronnych cywilach, co opisał później mąjący wówczas 12 lat Józef Bratosiewicz: "Około godziny l6-tej zauważyliśmy wzmożony ruch Niemców. Biegali jak wściekłi. Widzieliśmy, jak łapią przygodnych ludzi i ich legitymują, potem niektórych prowadzą do dworku pana Kamińskiego. Zaczęli krzyczeć na dzieci, pokazując nam dom. Nie było dyskusji. Siedzieliśmy więc w domu, a nasza mama co chwilę sprawdzała, czy jesteśmy w komplecie. Za chwilę wpadł ojciec. Mówił, że coś się dzieje, bo z kierunku Małej Leźnicy słychać jakieś strzały. Patrzymy przez okno, bo mama nie pozwoliła wyjść na podwórko i widzimy tyralierę niemieckich żołnierzy, jak przez plantację naszego rabarbaru, chowając się, idą na północ, skąd słychać strzelaninę. Po godzinie przycichło, tylko Niemcy chodzili jak wściekłe osy. Zaczęła się ewakuacja oddziału stacjonującego we dworze. Od strony Łęczycy wycofywały się całe kolumny Wehrmachtu. [...] nadleciał ktoś od strony folwarku pana Kamińskiego, krzycząc: "W stawie leżą zabicil", No, to już wszyscy pobiegli do tego stawu. Nam dzieciakom, oczywiście nie pozwolono tam podejść. Dowiedzieliśmy się tylko, że to nasi sąsiedzi, których niemieccy żołnierze złapali bez dokumentów i ich w sobotę wieczorem rozstrzelali. Byli między nimi i niektórzy z sąsiednich wsi, kt6ny przyszli obejrzeć obce wojsko. W stawie było siedmiu zabitych. Niemcy przykryli ich drabinami, żeby nie było widać. Ta wściekłość butnych Niemców wzięła się stąd, że akurat wtedy nasza Annia Poznań - uderzyła na Łęczycę i oni musieli uciekać. Mścili się również w Łęczycy, gdzie rozstrzelali wielu niewinnych ludzi. Dopiero potem odeszli. Taki to był ten rycerski Wehrmacht!".

 

Z powodzeniem zastosowane środki

Kajetanowice, wieś koło Radomska, została zajęta przez Niemców 4 września. Żołnierze Wehrmachtu nie napotkali tam na żaden opór. Przez cały dzień przez wieś przejeżdżały niemieckie kolumny pancerne i zmotoryzowane. Podczas przejazdu jeden z oddziałów bez przyczyny postanowił podpalić kilka domów. Na tym jednak Niemcy nie skończyli. W nocy z 5 na 6 września niedaleko wsi doszło do wymiany strzałów najprawdopodobniej między niedoświadczonymi niemieckimi rekrutami. W oficjalnych meldunkach za przyczynę strzelaniny uznano atak polskich partyzantów, co miało tłumaczyć późniejsze bestialskie zachowanie żołnierzy niemieckiej 46. Dywizji Piechoty. Najpierw zabroniono mieszkańcom opuszczać domy, później przystąpiono do palenia i ostrzeliwania zabudowań. Nie tylko strzelano do uciekających w panice ludzi. lecz także nie pozwalano na wyciąganie z płonących budynków dzieci i osób starszych. Jeden ze świadków słyszał żołnierza mówiącego, że "Polaków trzeba tu wymordować od kołyski". Kiedy w środku miejscowości zebrali się ocaleni z pożarów, niemieccy żołnierze na rozkaz dowództwa wyciągnęli z tłumu kilkunastu mężczyzn, których zabrali na pobliskie pole i tam rozstrzelali. Ciała ofiar egzekucji miażdżono następnie za pomocą kół artylerii. W wyniku tej masakry mogło zostać zamordowanych nawet 80 bezbronnych osób, w tym kobiety, osoby starsze i dzieci. W dzienniku działań bojowych tej jednostki zapisano, że w Kajetanowicach wstały przedsięwzięte "środki, [...] które z powodzeniem zastosowano w Częstochowie".

 

Jeńcy spaleni żywcem

Zakroczym wraz z przylegającym do niego Fortem nr l w 1939 r. stanowił element systemu obrony twierdzy Modlin, za którego utrzymanie odpowiadała 2. Dywizja Piechoty Legionów. Od pierwszych dni września twierdza i Zakroczym były bombardowane przez Niemców, a 10 września rozpoczęły się trwające 18 dni walki z siłami lądowymi Wehrmachtu. Kolejne natarcia były odpierane mimo wyraźnej przewagi liczebnej i technicznej Niemców. Dopiero po kapitulacji Warszawy dowództwo twierdzy Modlin postanowiło poddać się nieprzyjacielowi. Rozpoczęły się rozmowy kapitulacyjne, a polscy żołnierze wywiesili białe flagi na liniach umocnień. Takie rozwiązanie nie satysfakcjonowało obu stron. Jak relacjonował później ppłk Bronisław Laliczyński, dowódca 4. pułku piechoty Legionów, "oddział niemiecki, korzystając z zawieszenia broni, przekroczył bez oporu i powodu linię placówek polskich, biegiem doszedł do plutonów, które bez broni odpoczywały przed schronem, i bez uprzedzenia otworzył ogień". Odpowiedzialni za tę zbrodnię esesmani z Dywizji Pancernej "Kempf" rozstrzelali część bezbronnych polskich żołnierzy w okopach, innych już w samym Zakroczymiu, gdzie zaczęli mordować także cywilów. Wrzucali do domów i piwnic granaty, rabowali i podpalali domy, rozstrzeliwali mieszkańców, zwłaszcza pochodzenia żydowskiego. Dowódca III batalionu w 2. pułku piechoty Legionów kpt. Tadeusz Dorant został spalony żywcem miotaczem ognia, kiedy wraz ze swoimi podwładnymi wychodził z podniesionymi rękami ze schronu. Pozostałych przy życiu jeńców bito, kopano i zmuszano do długiego stania z rękami uniesionymi do góry. Esesmani wymordowali wówczas ok. 500 polskich szeregowych, podoficerów i oficerów oraz 100 cywilnych mieszkańców miasta.

Nie była to jedyna zbrodnia hitlerowców na jeńcach. Warto wymienić przynajmniej kilka z nich. 5 września koło Serocka Niemcy otworzyli ogień do wziętych do niewoli Polaków. Zginęło od 66 do ponad 80 osób. Następnego dnia w pobliżu wsi Moryca koło Piotrkowa Trybunalskiego żołnierze Wehrmachtu rozstrzelali 19 oficerów 7. pułku piechoty, a szeregowców spalili żywcem. Z kolei 13 września w Zambrowie zabito ok. 200 żołnierzy i 100 rannych podejrzanych o próbę ucieczki.

 

Niemcy dumni?

Nie sposób jest w jednym tekście opisać czy nawet wymienić wszystkie zbrodnie dokonane przez niemieckie wojska w trakcie kampanii wrześniowej 1939 r. Trudno jest także oddać skalę tych okrucieństw. Tylko we wrześniu śmierć z rąk Niemców poniosło 24 tys. cywilów. A przecież był to dopiero początek mordowania i niszczenia narodu polskiego. Ogrom zbrodni popełnionych podczas całej niemieckiej okupacji często przyćmiewa horror początku wojny. Wiele tych strasznych wydarzeń z września do dzisiaj nie jest powszechnie znanych.

Niezaprzeczalny jest fakt, że III Rzesza od samego początku prowadziła wojnę w sposób barbarzyński, z pogwałceniem prawa międzynarodowego i całkowitą pogardą dla podbitej ludności. Mimo to część niemieckiego społeczeństwa z liderem AfD Alexandrem Gaulandem na czele uważa, że Niemcy mają prawo być dumni z osiągnięć Wehrmachtu. I