Franciszek Solarz „Puszczyk”

 

Przed wojną w Karwodrzy gm. Tuchów, pow. Tarnów – mieszkała wielodzietna rodzina Solarzów. Rodzice byli rolnikami. Mieli 6 synów i córkę. W czasie wojny Niemcy zabrali syna Tadeusza „na roboty przymusowe” do Rzeszy. Kazimierz, żołnierz AK o ps. Kosiarz”- dokonał w lutym 1944 r. w Łowczowie-Piotrkowicach rozbrojenia żołnierza Luftwaffe.  Ten zawiadomił o tym swoje władze. Zdobyty pistolet  „Kosiarz”, zgodnie z rozkazem, przekazał  sierżantowi Józefowi Siwakowi „Waligóra” w Buchcicach, który organizował szkolenie wojskowe miejscowej młodzieży w różnych domach, czasem także u Solarzów.

Przypadek zdarzył, że kolega „Kosiarza” Czesław Kapałka „Skiba” został zatrzymany wraz z egzemplarzami prasy podziemnej. Po okrutnych torturach na gestapo w Tarnowie ujawnił parabellum „Kosiarza” i miejsce ukrycia u „Waligóry”.

16 marca  wyruszyła z Tarnowa „ekspedycja karna” do Solarzów i do Siwaków  w Buchcicach. Za przewodnika służył Kapałka, wleczony na łańcuchu. Wyprowadzono na łąkę przed domem całą rodzinę Solarzów i rozstrzelano: 63-letniego Jana Solarza, 49-letnią Teklę Solarzową i ich czworo dzieci – Marię, Stanisława, Juliana i Władysława. Kazimierza nie było w domu, ale poprzysiągł zemstę za egzekutorach, którzy tego dokonali. Nie zdążył. „Poległ bohaterską śmiercią 12 maja 1944 r. na polance w lesie w Trzemesnej, do której niemieckich żandarmów doprowadził sołtys tej  wsi, volksdeutsch Jan Chaim. – jak napisał potem kolega Zygmunt Krogulski „Lotnik”

W czasie tej „ekspedycji karnej” Niemców, nieobecny był w domu, i uratował się, również  inny syn Solarzów, Franciszek, który uczęszczał do Szkoły Mechanicznej w Tarnowie. Przez wiele miesięcy potem - ten 16-letni chłopiec –ukrywał się aż do zakończenia wojny. Potem, do powrotu brata Tadeusza z Niemiec 26 października 1946 roku, mieszkał sam w gospodarstwie.

 

Tarnowska Szkoła Mechaniczna grupowała w tym czasie młodzież zbuntowaną, nie akceptującą nowej okupacji. Dlatego gdy Franciszek po powrocie brata zaczął uczęszczać ponownie na lekcje, spotkał się propozycją kolegi z rodzinnej wsi, Edwarda Barana, aby przystąpił do tajnej organizacji „Międzymorze”. (Działalność tejże opisano w kartce z kalendarza za kwiecień 2012 na stronie www.tarnowiny.info . Bezpośrednie wejście, po kliknięciu tutaj. )

 

Także i tym razem, gdy 7 kwietnia 1948 roku aresztowano wszystkich członków „Międzymorza” - Franciszek był nieobecny w domu i nie został ujęty. Znając los kolegów i koleżanek z organizacji, skazanych na kary od 5 do 15 lat, Franciszek ukrywał się znów, licząc – jak wszyscy wówczas – na wybuch III wojny światowej.

 Franciszek Solarz ps. „Puszczyk” ukrywał się aż cztery lata - od 7 kwietnia 1948 r. do 1 września 1952 roku. Cała jego młodość spędzona była na ukrywaniu się. Przebywał głównie w rodzinnych stronach gdzie znano historię jego rodziny i późniejsze jego perypetie, stąd wszyscy mu pomagali, czy to użyczając schronienia czy dając pożywienie. Zmuszony jednak sytuacją życiową musiał zdobywać jakieś fundusze i wówczas urządzał akcje ekspropriacyjne.

 Nigdy jednak nie zabierał osobom prywatnym, czynił to tylko spółdzielniom GS. Przy tej okazji ludzie często z tego też korzystali. Zachowały się wspomnienia o jego miłych gestach wobec dzieci obdarzanych cukierkami, koralami itp. Często przychodził do brata Tadeusza, który mu pomagał.

Raz pochwycony na tym, Tadeusz odsiedział w więzieniu cztery miesiące a w akcie zemsty zdemolowano dach domu oraz zniszczono pomnik wystawiony przez niego pomordowanej rodzinie w obrębie własnego gospodarstwa.

Czasem „Puszczyk” ukrywał się z innymi poszukiwanymi czy dezerterami z wojska lub MO. Była to raczej grupa przetrwania oczekująca na zmianę sytuacji, która niestety nie nastąpiła. Tylko solidarna postawa miejscowej ludności, pozwoliła mu tak długo przetrwać. Nie tylko go ukrywano i ostrzegano, żywiono i goszczono, ale nawet szyto ubranie i robiono zdjęcia.

On swój stosunek do rządu wyrażał jawnie: pobił kilku członków ORMO, milicjanta rozbroił, ostrzygł głowy dwom kobietom podejrzanym o współpracę z UB i pobił aktywistów partyjnych przybyłych do namawiania do zakładania spółdzielni produkcyjnych. Innym razem kazał znajdującym się w sklepie członkom PZPR zanieść na plecach towar do lasu, wypić część wódki i wznosić antypaństwowe okrzyki. Raz tylko w obronie własnej postrzelił komendanta MO z Gorlic, który potem zmarł, ale nie zamierzał go likwidować. Pod tym względem miał stałe, katolickie zasady wyniesione z domu – nie zabijaj! Gdy np. dowiedział się, że jedyny dotąd wierny towarzysz niedoli Jan Librant, zgodził się na współpracę z UB by go wydać, rozżalony powiedział mu, że nie chce się odtąd z nim kontaktować „a strzelać też mnie nie będzie, gdyż życia mi nie dał” – zeznawał potem na UB Librant.

Tymczasem UB stosowało różne metody i wysiłki by go ująć. Sieć agenturalna nastawiona na niego liczyła aż 40 osób. On sam był już bardzo zmęczony takim trybem życia. Chciał wrócić do normalnego życia i wyjechać na Ziemie Odzyskane. Dwukrotnie pisał  do Bolesława  Bieruta z prośbą o darowanie kary. Odpowiedź nigdy nie nadeszła a on wpadał w depresję. W dodatku chorował na zapalenie płuc. O jego „melinie” w powiecie gorlickim powiadomił st. sierż. Franciszka Turzańskiego włamywacz Emil Pasiecznik. Został ujęty 1 września 1952 roku w Rożnowicach koło Ołpin w domu Dominika i Heleny Walów wraz z gospodarzami. Ich córka Janina Mika wspomina wrażenia z rozprawy przeciwko rodzicom. „Solarz ledwo trzymał się na nogach. Towarzyszył mu lekarz, który dawał mu zastrzyki wzmacniające. Nie był w stanie się bronić. Wmawiano w niego wszystkie przestępstwa a on bez protestu brał je na siebie. Był osłabiony fizycznie, ale i psychicznie. Franciszek Solarz jakiś czas przed aresztowaniem był u spowiedzi świetej u proboszcza parafii Rożnowice, ks. Łukasza Forystka”.

W swoim ostatnim głosie przypomniał dramat swojej rodziny, traumatyczną młodość, i chęć służenia Ojczyźnie, co skłoniło go do wstąpienia do tajnej organizacji. Po miesiącu działania w niej został aresztowany i od tego czasu ukrywał się. Uzasadniał to faktem powszechnej świadomości społecznej, że „w 1939 roku Polskę rozdrapały Niemcy i Rosja. Niemcy wojnę przegrały, a teraz przyszła okupacja rosyjska”.

Przyznawał też otwarcie, ze w śledztwie mógł przyznawać się do różnych nawet niepopełnionych spraw.

„Jeżeli chodzi o mój stan psychiczny to proszę  Wysoki Sąd by poddał mnie badaniom biegłych lekarzy. Obecnie w więzieniu doznaję również wstrząsów psychicznych, rzucam się na funkcjonariuszy, chwilami nie wiem co robię, cierpię po nocach na bezsenność i majaczę” – powiedział.

 

Wojskowy Sąd Rejonowy w Krakowie na sesji wyjazdowej w Tarnowie 18 września 1953 roku pod przewodnictwem mjr Mikołaja Tołkana, skazał: Franciszka Solarza s. Jana i Tekli z d. Brotoń, ur. 25.I 1928 w Karwodrzy pow. Tarnów, ucznia 2 klasy Szkoły Mechanicznej w Tarnowie, syna rolnika posiadającego 8 ha ziemi, na karę śmierci (czterokrotną), utratę praw publicznych i obywatelskich praw honorowych oraz na utratę mienia na rzecz Skarbu Państwa.

 

W uzasadnieniu wyroku podkreślono, że „Skazany Solarz wywodzi się z rodziny AK-owskiej, z zamożnych chłopów”, – co było najważniejszym argumentem dla sądzących.

 

W tarnowskim więzieniu przebywał od 9 stycznia 1953 do 5 marca 1954 roku, po czym został przewieziony na Montelupich do Krakowa. Niezwłocznie, – bo 6 marca 1954 roku wykonano wyrok śmierci, na Montelupich o godz. 21,40.

 

Zgodnie z panującym zakazem, o jego śmierci, ani miejscu pochówku rodziny nie powiadomiono. W związku z tym jeszcze w 1956 roku brat Tadeusz zwracał się do Wojskowego sądu Rejonowego w Krakowie z pytaniem o jego  los, gdyż prokuratura zamierza mu skonfiskować majątek należny skazanemu bratu.

 

Aresztowania tzw. współpracowników, czyli udzielających mu jakiejkolwiek pomocy, objęły całe okoliczne wsie. Autorka dotarła do  czterdziestu  nazwisk osób skazanych na kary więzienia.

 

Pamięć o Nim utrwalono w tablicy pamiątkowej znajdującej się w kościele XX Filipinów Tarnowie.

 

                                                                                                                                 Maria Żychowska