Opis: Opis: Opis: Opis: Opis: Opis: Opis: Opis: Opis: Opis: Opis: C:\Users\JoBor\Documents\MojeDokumenty\StronyWWW\tarnow2\grad_pliki\image001.jpg 

 

 

 

Nie ma, moim zdaniem, „dobrej ręki” prezydent Tarnowa do honorowania ludzi. Albo inaczej – bez asekuracji – prezydent jest taki, jakich ma bohaterów. Według powiedzenia: „pokaż mi swych bohaterów a powiem ci, kim jesteś”.

Najpierw zabiegał o uhonorowanie nazwaniem jednego z publicznych miejsc w Tarnowie, imieniem znaczącego post-bolszewika, wysokiej rangi PZPR-rowskiego komunistycznego aparatczyka, Stanisława Opałkę – na szczęście nieskutecznie. A kilka miesięcy temu nazwał „honorowym ambasadorem naszego miasta” Aleksandra Grada zwanego „carem Aleksandrem”. W świetle treści poniżej zamieszczonego artykułu pan Grad może jedynie być, (bo faktycznie nim był) „ambasadorem” szemranych biznesmenów z Petro-Tanku i Petrolu, za których, jak napisali Wojciechowski i Stróżyk, złożył poręczenie a którzy skazani zostali wyrokiem sądowym za pranie pieniędzy mafii paliwowej.

Autorzy przytoczonego niżej artykułu nie napisali jeszcze o dwóch wydarzeniach związanych z Gradem, których skutkiem jest wielomilionowa strata skarbu państwa. O pierwszym zapewne dziennikarze nie wiedzieli a drugie zostało ujawnione pewno już po napisaniu artykułu.

Pierwszym to bezpodstawne odstąpienie przez kierowany przez Witę zarząd tarnowskich Azotów od windykowania należności w wysokości około 1.800 tys. złotych od firmy Gradów, Rolmos Susiec. Do wyjaśnienia pozostało czy zarząd Azotów wyprzedził życzenia ministra, licząc że zachowa się przed „gradobiciem”, czy też zrobił to na życzenie ministra lub jego totumfackich. Tak czy owak przed „gradobiciem” ówczesny zarząd się nie uchronił.

Drugie, pominięte z artykule „Uważam Rze” wydarzenie związane z Gradem, to kosztowne w wielomilionowym rozmiarze dla skarbu państwa, sprzedanie przez kierowane przez niego ministerstwo, spółki skarbu państwa (RUCH S.A), która posiadała w swych aktywach budynek Instytutu Pamięci Narodowej (IPN). Budynek ten był przystosowany dla specyficznych potrzeb IPN, kosztem nas podatników, w wysokości kilkunastu milionów złotych. Teraz, my podatnicy, sfinansujemy zakup lub wynajęcie nowego budynku, koszty przeprowadzki i ponowne wydatki na jego adaptacje dla potrzeb IPN.

 

Az strach pomyśleć o decyzjach „tarnowskiego cara”, jako prezesa atomowych spółek. A jest do wydania, przy budowie elektrowni atomowej, około 4 miliardy złotych.

 

Proszę przeczytać poniżej przytoczony w całości artykuł dziennikarzy śledczych tygodnika „Uważam Rze” i wyrobić sobie samemu zdanie czy Tarnów nie został spostponowany takim „honorowym ambasadorem” i czy nie trzeba będzie nasze miasto, jeszcze po niedokończonej dekomunizacji, również „degradyzować” go. /j.boryczko/

 

   Artykuł Wojciecha Wybranowskiego i Jarosława Stróżyka,

 „Uważam Rze” nr 33/2012 z 13-19 sierpnia 2012 r.

 

 

 

Opis: Opis: Opis: Opis: Opis: Opis: Opis: Opis: Opis: Opis: C:\Users\JoBor\Documents\MojeDokumenty\StronyWWW\tarnow2\grad_pliki\image002.gifAtomowa kariera tarnowskiego cara 

 

 

 

Kiedyś nawet część tego, co działo się i nadal dzieje wokół Aleksandra Grada, zmiotłaby go z polityki.

 Za obecnej władzy elementarne zasady przestały jednak najwyraźniej obowiązywać.

  

 

Idę zrobić, nie zarobić" - przekonywał polityk PO Aleksander Grad w kampanii wyborczej. Teraz, jako prezes państwowych spółek PGE EJ i PGE EJ 1, zajmujących się energią atomową, zarabia według medialnych doniesień 110 tys. zł miesięcznie. On sam wprawdzie dementował te informacje, nie podał jednak, o jakie kwoty naprawdę chodzi.

W karierze Aleksandra Grada non stop przewijają się biznes i polityka. Czasami trudno do końca je oddzielić czy w sposób transparentny wyjaśnić pewne zależności, np., co łączyło go z gangsterami z mafii paliwowej, za których złożył poselskie poręczenie w prokuraturze. Nierzadko dla polityka PO bywało to już źródłem kłopotów. Polityczno-biznesowe związki i niejasne relacje przede wszystkim przynosiły jednak nie tylko Gradowi, ale także jego bliskim wymierne korzyści w postaci wysokich wpływów finansowych.

 

"Sukces nigdy nie jest ostateczny. Porażka nigdy nie jest totalna. Liczy się tylko odwaga" - takim cytatem słów byłego brytyjskiego premiera Winstona Churchilla na swojej stronie internetowej wita wyborców Aleksander Grad, były już poseł PO i były minister Skarbu Państwa, od niedawna jeden z najlepiej zarabiających prezesów państwowych spółek. „Przede wszystkim trzeba mieć odwagę. Odwagę cywilną. Odwagę do podejmowania decyzji. Odwagę do zmian" - deklaruje na swoim portalu Grad.

 

Na początku lipca ten geodeta z Tarnowa podjął odważną decyzję - dzięki politycznemu wsparciu Donalda Tuska - zamienił mandat parlamentarny na stanowisko szefa państwowych spółek zajmujących się energią atomową. I poselską pensję nieprzekraczającą w porywach kilkunastu tysięcy złotych na uposażenie kilkakrotnie wyższe. - W Polsce są osoby bardziej kompetentne, lepiej znające się na zarządzaniu czy energii atomowej niż pan Grad, które kierowałyby spółką PGE EJ 1 za znacznie mniejsze pieniądze – komentuje w rozmowie z „Uważam Rze” dr Wojciech Jabłoński, politolog. - Jego kariera to ewidentnie wynik politycznych układów, znajomości i powiązań - dodaje. Jabłoński przypomina, że kiedy media ujawniły wysokość wynagrodzenia, jaką w państwowej spółce pobiera Aleksander Grad, w kuluarach Platformy Obywatelskiej komentowano, iż były minister Skarbu Państwa, jako lojalny i oddany żołnierz Donalda Tuska, który też wielokrotnie chronił go przed konsekwencjami wpadek i niepowodzeń, „za miskę ryżu pracować nie będzie”. - A skoro w grę wchodzą polityczne układy i znajomości, na stole też nie pojawia się miska ryżu, tylko wykwintne przysmaki i wyrafinowane frukta. Serwowane na koszt podatnika – wytyka dr Jabłoński.

 

Umarł car, niech żyje car

 

Fucha w atomowej spółce to niemal prezent urodzinowy dla Aleksandra Grada, który dwa miesiące przed objęciem lukratywnego stanowiska skończył 50 lat. Urodzony w Łosieńcu dzisiejszy prezes spółki odpowiedzialnej za realizację polskich projektów dotyczących pozyskiwania energii atomowej skończył Wydział Geodezji Przemysłowej Akademii Hutniczo-Górniczej w Krakowie. Politycznie związał się jednak z Tarnowem. Przez rok (1997-1998) pełnił funkcję wojewody tarnowskiego - ostatniego w historii tego nieistniejącego już województwa. Z tamtego okresu pochodzi określenie "car Aleksander" ukute przez jego współpracowników - członków Ruchu Stu, w którym Grad działał, zanim przeniósł się do Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego, by ostatecznie w 2001 r. wstąpić do Platformy Obywatelskiej.

Bo Grad - jak mówi "Uważam Rze" jeden z polityków PO - choć sam od zawsze zachowywał wasalną podległość wobec Donalda Tuska, w regionie stosował despotyczne, carskie metody rządzenia. Jak w praktyce to wygląda, miał okazję przekonać się choćby obecny poseł PO Andrzej Czerwiński, szef parlamentarnego zespołu sportu i kapitan sejmowej reprezentacji piłkarskiej, który zagrażał wpływom Grada. W 2005 r., jako szef struktur małopolskiej PO "car Aleksander" nie wpisał go na listę wyborczą PO. Później tłumaczył się, że "zapomniał".

- Andrzej, bardzo popularny w regionie nowosądeckim, był poważnym zagrożeniem dla Grada. Ten postanowił więc ukrócić mu w ten sposób smycz - opowiada "Uważam Rze" jeden z działaczy małopolskiej PO.

 Dopiero interwencja Tuska spowodowała, że Grad musiał wówczas dopisać Czerwińskiego do listy wyborczej PO.

 

Żona, brat, komornik, mafia

 

Zanim jednak w życiorysie Aleksandra Grada pojawiła się wielka polityka, parał się biznesem wspólnie z żoną i bratem. Od 1994 r. był radnym niewielkiego Plesina, A jednocześnie wraz z bliskimi rozkręcał interesy. Razem z dwoma braćmi założył firmę Rolmos Susiec, która zajmowała się handlem nawozami. Stworzył też Przedsiębiorstwo Usług Geodezyjno-Kartograficznych Grad Grodziński, a w końcu, w 1998 r., Małopolską Grupę Geodezyjno-Projektową, która obsługuje m.in. Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Jak sam podkreślał, rozstał się z biznesem, kiedy został w 1997 r. wojewodą tarnowskim. Wówczas to przekazał posiadane udziały w spółkach żonie i ustanowił z nią rozdzielność majątkową.

 

Jedynym szefem spółki Rolmos Susiec został natomiast brat - Mieczysław Grad. W 2009 r. Polskie Radio Szczecin ujawniło, że firma ma około 1 mln 300 tys. zł długu wobec Zakładów Chemicznych Police. Po potwierdzonym w 2009 r. przez Sąd Najwyższy nakazie płatniczym do firmy założonej przez Grada wkroczył komornik.

 

Wojewodą tarnowskim Aleksander Grad był tylko przez rok, w latach 1997-1998. Już wówczas zaczął budować swoje polityczne zaplecze. Dyrektor gabinetu wojewody Grada Jerzy Marciniak został członkiem gabinetu politycznego Grada, ministra skarbu. Stamtąd Marciniak trafił na fotel prezesa Azotów Tarnów. W kuluarach Sejmu mówiono głośno, że to polityczna nominacja, za którą stoi jego wieloletni przełożony.

- „Nie wiedziałem o ambicjach swojego przyjaciela. A konkurs na to stanowisko był przeprowadzony transparentnie i w sposób przejrzysty” - bronił się wówczas Aleksander Grad w jednym z wywiadów prasowych.

 

W 1999 r. były już wojewoda tarnowski został powołany na stanowisko podsekretarza stanu w Ministerstwie Zdrowia. Pełnił tę funkcję przez rok, odpowiadając za budżet, finanse i inwestycje.

 

W 2001 r. wstąpił do Platformy Obywatelskiej i został jej posłem. To wtedy pojawiły się pierwsze informacje o bulwersujących związkach Grada ze światem biznesu. A konkretnie tą częścią grupy białych kołnierzyków, którą prokuratura nazywała wprost mafią.

 

W 2002 r. poseł PO Aleksander Grad wraz z innym posłem tej partii udzielili poselskiego poręczenia szefowi podkarpackiej firmy Petro Tank - Stanisławowi K. oraz prezesowi firmy Tankpol ze Szczucina - Romanowi M. Pod koniec 2002 r. prokuratorzy z Wydziału Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie postawili obu wymienionym zarzuty współpracy z mafią paliwową. Według prokuratury prezesi Petro Tank i Tankpolu prali brudne pieniądze dla mafii.

 

W czerwcu ubiegłego roku Stanisław K. oraz Roman M. zostali skazani na kary po dwa lata więzienia w zawieszeniu na pięć lat, karę grzywny oraz przepadek mienia w wysokości 150 i 100 tys. zł.

 

Grad nigdy nie wyjaśnił publicznie, co łączyło go z szefami Petro Tanku oraz Tankpolu i jakie były powody udzielenia im przez niego poselskiego poręczenia. Mimo to jego kariera w Platformie nabrała rozpędu. 13 stycznia 2006 r. został rzecznikiem w gabinecie cieni odpowiedzialnym za rolnictwo i rozwój wsi.

 

Biznesowe gradobicie

 

W tymże 2006 r. wybuchła kolejna afera związana z Aleksandrem Gradem, jego rodziną i podejrzanymi interesami na styku biznesu i polityki. Stało się te podczas debaty nad wnioskiem PO o odwołanie Krzysztofa Jurgiela (PiS) z funkcji ministra rolnictwa poseł PiS Marek Kuchciński ujawnił pewną interesują informację. Stwierdził mianowicie, że w okresie, gdy Grad był przewodniczącym podkomisji rolnictwa ds. monitorowania i wdrażania systemu IACS (mającego służyć w przyszłości do administrowania płatnościami finansowanymi ze źródeł unijnych), kontrakty na terenie województwa małopolskiego na dostawy sprzętu niezbędnego do wdrożenia systemu IACS wygrywała założona latach 90. przez Grada Małopolska Grupa Geodezyjno- Projektowa (MGGP), kierowana wówczas przez jego żonę.

 

- Jeśli potwierdzi się, że poseł Grad wykorzystywał stanowisko do celów prywatnych, to będzie musiał odejść z polityki - zahuczał wówczas groźnie lider PO Donald Tusk. Gradowi jednak nie spadł włos z głowy, media szybko wyciszyły temat. A w 2009 r., już po przejęciu władzy przez Platformę, prokuratura umorzyła postępowanie w tej sprawie.

 

- W oparciu o zebrany w śledztwie materiał dowodowy w postaci m.in. zeznań świadków oraz ekspertyzy biegłego z zakresu księgowości i finansów stwierdzić należy, iż nie zaistniały żadne zdarzenia z udziałem Aleksandra Grada mające związek z przetargami na wykonywanie usług w zakresie tworzenia systemu IACS - mówił ówczesny rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Mateusz Martyniuk. I przekonywał, że zestawienie faktu pełnienia przez Grada funkcji przewodniczącego podkomisji z faktem uczestniczenia i wygrywania kontraktów przez firmę powiązaną kapitałowo i personalnie z jego żoną nie jest wystarczającym dowodem zaistnienia przestępstwa.

Po wyborach w 2007 r., wygranych przez Platformę, Grad objął stanowisko ministra Skarbu Państwa. Już w kwietniu 2009 r. „Rzeczpospolita” ujawniła jednak, że wspomniana spółka MGGP wygrała ponad 30 przetargów na usługi dla podmiotów państwowych. Część z nich rozstrzygnięto na korzyść tarnowskiego przedsiębiorstwa już po tym, jak Grad został ministrem Skarbu Państwa.

 

W sierpniu 2010 r. "Rzeczpospolita" ujawniła, że na początku roku państwowa Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad bez przetargu zleciła opracowanie projektu budowy autostrady Al konsorcjum z udziałem tarnowskiej spółki MGGP i spółki Complex Projekt. Wartość przyznanego tym spółkom "z wolnej ręki" zlecenia to 7,5 mln zł.

W międzyczasie jednak - niewykluczone, że pod wpływem medialnych informacji - w spółce doszło do pewnych zmian organizacyjnych. Choć wcześniej w jej władzach zasiadała rodzina Grada: żona Małgorzata i syn Paweł, w momencie przyjmowania zlecenia od GDDKiA na czele firmy stał już Franciszek Gryboś, kolega ministra Grada z czasów studenckich. Sama Małgorzata Grad w spółce była wówczas komandytariuszem.

Na tym jednak nie kończą się polityczno-biznesowe wpływy Aleksandra Grada. Przed kilkoma tygodniami na łamach „Rz” Cezary Gmyz ujawnił, że kierownicze stanowisko w Krajowej Spółce Cukrowej „Polski Cukier” zajmuje kuzynka Aleksandra Grada - Monika Ziółkowska. Posadę objęła w 2010 r., kiedy Grad, jako szef resortu Skarbu Państwa przygotowywał Polski Cukier do prywatyzacji.

 

Arogancki żołnierz Tuska

 

W Platformie Obywatelskiej Aleksander Grad ma opinię zdolnego technokraty. Przede wszystkim jednak uchodzi za jednego z najlepszych i najwierniejszych żołnierzy Donalda Tuska.

- To taki Paweł Graś bis. Pilnuje swoich interesów, które ściśle związał z karierą Donalda, uzależnił się od niego politycznie oraz biznesowo – mówi jeden z czołowych polityków małopolskiej PO. Inny z naszych rozmówców, członek władz partii mówi o Gradzie tak: -Bezwzględnie lojalny żołnierz Tuska. Przy nim strach nawet opowiadać dowcipy o Donaldzie. Jest Ryzyko, że doniesie.

 

PiS ma o działalności Aleksandra Grada jak najgorsze zdanie.

- Nie mogę powiedzieć ani jednego dobrego słowa na temat jego działań, jako ministra Skarbu Państwa - mówi poprzednik Grada na tym stanowisku Wojciech Jasiński (PiS). I wylicza największe jego zdaniem grzechy byłego ministra: - Doprowadzenie do upadku stoczni w Szczecinie i Gdyni, skandal z poszukiwaniem dla nich inwestora, pozorowane działania w sprawie konsolidacji polskiej energetyki, a tak naprawdę próby jej wyprzedaży. Jasiński zwraca też uwagę na dwuznaczną rolę, jaką Grad odegrał w sporze PZU z Eureko.

- Kiedy był jeszcze w opozycji i szefował komisji skarbu, bardzo ostro krytykował naszą strategię negocjacyjną w sporze z Eureko. Później, jako minister, sam negocjował z nimi ugodę. To bardzo osłabiło jego pozycję i wpłynęło na ostateczny kształt ugody - uważa Jasiński.

Jeszcze ostrzej o Gradzie wypowiada się poseł Marek Suski(PiS), członek sejmowej Komisji Skarbu Państwa. - To arogant, który uważa, że wszystko wie najlepiej i wszystkich wokół lekceważy. Dawał temu wyraz wielokrotnie podczas posiedzeń komisji skarbu - mówi Suski. - Problem w tym, że za jego liczne błędy płacą wszyscy Polacy. Fakt, że za tak fatalną działalność jako minister Skarbu Państwa dostaje synekurę w postaci tak wysokiej pensji w państwowej spółce, mógł się wydarzyć tylko w państwie Donalda Tuska - dodaje.

 

 Cieniem na karierze Aleksandra Grada kładzie się też tzw. afera stoczniowa. W 2009 roku miał znaleźć inwestora dla zagrożonej likwidacją Stoczni Szczecińskiej. Pospieszył się z ogłoszeniem sukcesu. Inwestorem miał być jeden z katarskich funduszy inwestycyjnych. Przetarg przygotowano, faworyzując tego jednego kontrahenta. Ostatecznie jednak do sprzedaży stoczni nie doszło okazało się bowiem, że inwestor jest podmiotem fikcyjnym, nie dysponuje żadnymi środkami potrzebnymi do zakupu stoczni. Opozycja domagała się głowy Grada. On sam się bronił: To, co się wydarzyło, nie ma ku z jakimikolwiek działaniami ze strony Ministerstwa Skarbu. Mamy w sprawie stoczni czyste sumienie – mówił wówczas „car Aleksander

 

Premier przeprasza ministra

 

W wypowiedziach prasowych premier Donald Tusk zapowiadał, że wyciągnie konsekwencje wobec Grada.

Mimo, że do transakcji nie doszło, Grad pozostał jednak na stanowisku ministra. Co więcej, premier stwierdził, że nikt nie poradziłby sobie lepiej ze znalezieniem inwestora dla stoczni, i przeprosił Grada za swoje wcześniejsze słowa.

- Korona mi z głowy nie spadnie, jeśli przyznam, że wycofuję się z wcześniejszej zapowiedzi. Powiedziałem, że minister Grad straci stanowisko, jeśli do końca sierpnia nie znajdzie inwestora dla Stoczni Szczecińskiej. Po długim zastanowieniu zmieniam zdanie - powiedział premier. Grada bronią też koledzy Platformy. - Minister Skarbu to funkcja, której zawsze towarzyszą  rozmaite podejrzenia i oskarżenia. Minister Grad nieraz jednak udowadniał, że nie ma nic ukrycia. Gdyby tak nie było, to czy dobrowolnie rezygnowałby mandatu poselskiego i przysługującego mu w związku z tym immunitetu -pyta poseł PO Ireneusz Raś.

 

Dlaczego niejasności i dziwne powiązania uchodzą Aleksandrowi Gradowi na sucho? Polityczne układy to tylko jeden z powodów.

 

- Recenzując Grada, opozycja czy część dziennikarzy stosuje kryteria z lat 90., gdy kontrola obywatelska nad politykami była dużo większa niż obecnie. W latach 90. wydarzenia, jakie dotyczą Grada, zmiotłoby go z polityki – ocenia dr Rafał Chwedoruk, politolog.  - W dorosłe życie, tym do polityki, weszły jednak nowe pokolenia. Dawne standardy i kryteria uczciwości przestały obowiązywać – dodaje Chwedoruk.

 

Wojciech Wybranowski

Jarosław Stróżyk

„Uważam Rze” nr 38(80)/2012 z 13-19 sierpnia 2012 r/