Obce rzeczy wiedzieć dobrze jest,

Swoje – obowiązek.

Zygmunt Gloger

 

 

 

Podłazek - Nasza rodzima poprzedniczka Bożonarodzeniowej Choinki

 

 

Podłazek, nasz dawny rodzimy Bożonarodzeniowy zwyczaj zawieszania czubka jedliny u powały izby, przegrał konkurencję z przeniesionym z niemieckich krajów zwyczajem stawiania świerkowego lub jodłowego drzewka, choinkę.

Zresztą, zanim stawiany w domu leśny iglak stał się choinką to wpierw był drzewkiem. Jeszcze za moich chłopięcych czasów, stawiany na poczesnym miejscu w domu ozdobiony czubek młodego świerka, nazywaliśmy drzewkiem. Szło się do lasu po drzewko, ozdabiało się drzewko, kolędowało się przy drzewkuDrzewko, w swym znaczeniu, w sposób niepostrzeżony zastąpiła choinka. Tak, jak niepostrzeżenie znikają pewne słowa naszego języka; tak, jak niepostrzeżenie pojawiają się nowe.  Może to było tak, że ja lub któreś z mego rodzeństwa przyniosło ze szkoły ten wyraz i już w naszym domu pozostał. Bo też był taki swojski, też taki ciepły; ale przy tym wyraźniej odróżniający te szczególne drzewko od pospolitości drzew.

W dawnej Polsce nie znano drzewka/choinki. Zwyczaj ten pojawił się dopiero na początku XIX wieku, przyszedł do nas Niemiec. Dosyć szybko zaczął się szerzyć wśród mieszczan i na dworach.

W Polsce, w epoce „przed choinkowej”, funkcję choinki pełnił tzw. sad, zwany też, w zależności od regionu, podłazkiem, podłaźnikiem, podłaźniczką, jutką, sadem, rajskim sadem, bożym drzewkiem, wiechą.  Zawsze jednak była to jodełka, najczęściej zawieszona u powały izby wierzchołkiem w dół. Były jednakże regiony, gdzie była to gałąź jedliny zawieszona na ścianie wewnątrz lub na zewnątrz chałupy.

Ta dawna wielorakość nazw i form jednego w sumie Bożonarodzeniowego obyczaju świadczy o bogactwie w swej różnorodności polskiej kultury. Bogactwie, któregośmy nie utrzymali. Bogactwo, które zostało „zglejszachtowane” przez „telewizornie” niczym słoma po młockarni.

 Najdłużej, bo do przełomu XIX i XX wieku, podłazek przetrwał w chłopskich chatach. Obwieszony był, podobnie jak później choinka, wielością ozdób ze słomy i papieru. Pełno było na nim własnej roboty świecidełek, pierników, cukierków i owoców: jabłek i orzechów. Na podłaźniczkach zawieszano również tzw. światy. Były to wykonane z kolorowego, opłatkowego ciasta, koła uformowane w kształt kuli; stąd zapewne nazwa: świat.

Podłazek miał zapewniać urodzaj, zdrowie i powodzenie. Dziewczętom na wydaniu zapewniał szybkie zamążpójście i udane małżeństwo. Starano się, aby ozdoby te wisiały w izbie jak najdłużej, przynajmniej do święta Matki Boskiej Gromnicznej.

Potrzeba wniesienia do domu żywej zieleni w te mroźne, ciemne, krótkie, dni - potrzeba ozdobienia tej zieleni błyskotkami i łakociami czyniąc z niej źródło radości - były potrzebami uniwersalnymi. U nas był to czubek jodły, świerka lub sosnowa gałąź wieszane na stragarzu powały. Gdzie indziej, w obcych krajach, stawiano w kącie na podłodze ściętą jodłę lub świerk. W obu przypadkach zieloność ozdabiano i obwieszano smakołykami. I tu i tam zieleń ta zapowiadała odmianę na lepsze. Symbolizowała nadzieję, radość, odrodzenie życia, nadejście jaśniejszych dni, Boże Narodzenie.

Opis: Opis: C:\Users\JoBor\Pictures\Inne\podlaz2.jpgW mojej rodzinnej, podtarnowskiej wsi, podłazkiem był świerkowy wierzchołek zawieszony czubkiem w dół u głównego stragarza powały w tzw. białej izbie, zwanej też zimna izbą lub świetlicą. Zawieszano na nim, podobnie jak później na choince, wiele ozdób ze słomy lub papieru, mnóstwo świecidełek, pierników, cukierków, owoców: jabłek i orzechów. Zawieszano również tzw. światy, wykonane z kolorowego ciasta opłatkowego. W tej białej izbie, która używana była „od święta”, spożywano wieczerzę wigilijną. Uważano bowiem, że nie godzi się zasiadać do tak uroczystej kolacji przy stole, którego używano na co dzień. Izbę na cały okres Bożego Narodzenia specjalnie ubierano.

W okolicach Tarnowa był podłazek. Na Podhalu była podłaźniczka. Była to gałązka jodły przyczepiana w Gody do drzwi domostw i budynków gospodarczych, aby chronić od złych mocy ludzi i zwierzęta. Gałązka na podłaźniczkę musiała być „krzyżowata”  czyli w kształcie krzyża, bo tylko taka miała skuteczną moc. W regionie tym w dzień Wigilii gazda wycinał choinkę z lasu, a w domu dzieci ją ubierały. Gaździna piekła kołacze, placki albo smażyła pączki. Kolacja była skromna, ale uroczysta. Stół był przykryty świątecznym obrusem. Jedzono ze wspólnych misek. Do tradycji wigilijnej należały wróżby. I tak np., jeśli czyjś cień nie był widoczny na ścianie, oznaczało to, że za rok tej osoby nie będzie przy stole. Po wieczerzy gospodarze szli podzielić się opłatkiem ze zwierzętami.

 

Również na Rzeszowszczyźnie podłaźniczka była główną Bożonarodzeniową ozdobą izby. Też był to przystrojony wierzchołek sosny lub jodły, który wieszano u sufitu. Dodatkowo , w kącie stał snop zboża. Jeśli przy stole zebrała się nieparzysta liczba gości, na krześle sadzono kukłę, tzw. dziada. Na stole przeważały potrawy z ryb, grzybów i suszonych owoców. Były też gołąbki z tartymi ziemniakami, drożdżowe strucle i kutia. Potrawy podawała gospodyni na stół w dużych misach, pod które kładła opłatki.

 

Z podłaźnikiem związanych było szereg wróżb i zwyczajów. Gdy na przykład do Trzech Króli opadło igliwie, obawiano się zarazy albo pomoru bydła. Gdzieniegdzie wierzono, że zjedzenie przed drugim dniem Świąt (św. Szczepana) jabłek zawieszonych na podłaźniku spowoduje powstanie wrzodów i ran na ciele. Dekorację izby uzupełniały wieszane u powały światy i gałązki jedliny, którymi ubierano święte obrazy, oraz ozdobne pająki (rodzaj wykonywanych ze słomy żyrandoli.

 

Nazwa "podłaźnik" wiąże się z określeniem "podłazić kogo", co znaczy "iść do kogoś w noc wigilijną z życzeniami". Tak było na Podhalu, to był podhalański zwyczaj podłazów (…w poświacie miesiącka, w Godniom Noc / ide ku wom siostry i bracia kochani / niese wom podłaźnicke / w kozdy dom włoze nad dźwiyrzami”… pisał poeta (Franciszek Hodorowicz-Szewców)

Nazwę podłazek, można łatwo też wyprowadzić od podłażenia, podchodzenia. Zapewne dzieci nie mogły oprzeć się podłażeniu po wiszące błyskotki i łakocie. 

.

O podłazku opowiadał mi mój s.p. Ojciec (rocznik 1906), wspominał o podłazku jako poprzedniku choinki świątecznej w naszym rodzinnym domu. Podłazkiem tym był świerczek zawieszany czubkiem do dołu na stragarzu u powały, ozdobiony jabłkami, ciastkami domowego wypieku, orzechami i słomianymi ozdobami i świecidełkami. Skoro Ojciec zapamiętał Podłazek, oznacza, że zwyczaj ten przetrwał w naszej rodzinie co najmniej do drugiej dziesiątki lat XX wieku.

 

         Szkoda, że zwyczaj podłazka zaginął. Byłby wygodniejszy od choinki w naszych ciasnych blokowych mieszkaniach. Wiszący czubek jodełki zabrałby znacznie mniej miejsca, można by pod niego podłazić a poza tym byłby poza zasięgiem dzieci. A przez to ozdoby, w szczególności słodkości, przetrwałyby do Gromnicznej. Wprawdzie nie ma w tych naszych mieszkaniach powały ze stragarzami  a  sufit i ściany są z betonu i nie idzie wbić w nie gwoździa, to jakoś zapewne poradzilibyśmy sobie wkręcając do sufitu hak służący podłazkowi  przez wiele lat. No i może podłazilibyśmy do sąsiadów…

 

Warto jeszcze na koniec wspomnieć, że nawet wówczas kiedy choinka (drzewko)  już się w Polsce przyjęła, to nadal nie uznawano za właściwe wieszanie na nim bombek, uważając, że jest to zwyczaj niemiecki. Drzewko ozdabiano wiec tym samym co wcześniej podłazek; a więc „światami”, wypiekami domowej kuchni, owocami (orzechy, jabłka) oraz różnymi ozdobami wykonanymi bądź ze słomy bądź z drewna lub innych dostępnych materiałów. /jb/